Szetela: Czuję się Polakiem, marzę o grze w Ekstraklasie
Daniel Szetela to jeden z najbardziej doświadczonych i utytułowanych piłkarzy Cosmosu Nowy Jork. 30-letni pomocnik ma na koncie trzy mistrzostwa i ponad 100 występów w byłej drużynie Pelego. Wciąż ma wiele do zaoferowania, dlatego teraz patrzy z powrotem na kierunek europejski - m.in. na Polskę, gdzie z jego walecznego i nieustępliwego charakteru mogłoby skorzystać kilka klubów.
Niedawno zakończył się sezon w NASL, gdzie Twoja drużyna doszła aż do finału. Nie było Wam jednak dane zdobyć mistrzostwa po raz czwarty w przeciągu ostatnich pięciu lat. Jesteś mocno rozczarowany?
Daniel Szetela: Tak, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy najbardziej utalentowaną drużynę w lidze. Co prawda była ona zbudowana naprędce i zajęło nam trochę czasu zanim stworzyliśmy monolit. Naszą wartość pokazała końcówka sezonu (kiedy rozjeżdżaliśmy wręcz rywali) oraz półfinał playoffs, gdzie okazaliśmy się lepsi od prowadzonych przez Alessandro Nestę Miami FC - drużyny, która wygrała rundę wiosenną i jesienną. W ogólnym rozrachunku zabrakło nam trochę szczęścia w finałowej potyczce z San Francisco Deltas. Mieliśmy kilka okazji na początku, potem gospodarze objęli prowadzenie po wątpliwym rzucie karnym i nie oddali go do końca. Uważam, że byliśmy lepszym zespołem, ale tym razem musieliśmy posmakować goryczy porażki. Cóż nie zawsze się wygrywa, z porażek też można wyciągnąć cenne lekcje.
Mimo niekorzystnego rezulatu i tak o Cosmosie mówi się jak o dynastii. Trzy tytuły w przeciągu pięciu sezonów, świetne starty w Pucharze USA. Najbardziej przyczyniła się do tego grupa zawodników, która wystąpiła w klubie ponad 100 razy: bramkarz Jimmy Maurer, obrońcy Ayoze i Carlos Mendez oraz pomocnik Daniel Szetela. Co oznacza dla Ciebie przekroczenie tej granicy?
DS: To był dla mnie wyjątkowy rok, bo oprócz przekroczenia bariery setki występów zmieniłem też stan cywilny. Powiedziałem sakramentalne "tak" Jessice Modzelewski, której oświadczyłem się rok temu na... boisku, po wygranym 4:0 meczu z Miami FC. Z obu wydarzeń bardzo się cieszę, bo to oznacza, że jestem dojrzałym, doświadczonym mężczyzną. Jestem dumny, że mogłem założyć koszulkę legendarnego Cosmosu tyle razy. Przez te kilka lat stałem się częścią trzonu drużyny, często utożsamiano ją ze mną. Na murawie zawsze dawałem z siebie wszystko. Występowałem u boku Marcosa Senny, Raula, Niko Krancjara i Włocha Amauri. Dwa lata temu w finale z Ottawą grałem ze złamanym palcem u nogi. Po ustąpieniu blokady okropnie bolało, ale osłodziłem to sobie triumfem 3:2.
To był wspaniały okres, ale teraz chcesz ponownie spróbować swoich sił w Europie. Podobno myślisz także i o Polsce?
DS: Jestem i czuję się Polakiem. W domu mówimy po polsku, celebrujemy święta w tradycyjny polski sposób, słucham polskiej muzyki. Mój ojciec Julian zawsze marzył, żebym kiedyś zagrał nad Wisłą. Myślę, że teraz nadszedł na to czas. Dzięki internetowi śledzę Ekstraklasę i wiem, że poziom jest tam zbliżony do MLS. Do Polski w przeciągu ostatnich kilku lat trafili moi byli trenerzy: Robert Warzycha i Piotr Nowak, a w Miedzi Legnica grał mój kolega z Cosmosu Hunter Gorskie. Wszyscy podkreślali, że jest to dobra liga, promująca młodych zawodników, ale w której jest też miejsce dla doświadczonych graczy. Ja do takich właśnie należę. Jestem absolwentem słynnej Bradenton Academy, byłem podporą kadry USA na kilku młodzieżowych mundialach oraz na olimpiadzie w Pekinie. Grałem też w dorosłej reprezentacji USA, w MLS i w Europie: w Racingu Santander z Ebim Smolarkiem oraz w Brescii z Bartoszem Salamonem. Wspaniale byłoby spełnić marzenie mojego taty o grze w Polsce. Fizycznie czuję się świetnie, mam głód grania oraz sporo do zaoferowania.
Na przyszłorocznym Mundialu w Rosji zabraknie kadry USA. Czy to oznacza, że będziesz kibicować biało-czerwonym?
DS: Zawsze im kibicuję! To świetna drużyna, w której gra jeden z najlepszych piłkarzy świata: Robert Lewandowski. Mam nadzieję, że w Rosji zajdą dalej niż na Euro we Francji. Ale swoją drogą to wielka szkoda, - szczególnie jeśli chodzi o kibiców - że USA tam nie zagrają. W Stanach jest moda na piłkę i taki zimny prysznic trochę spowolni dynamiczny rozwój. Prawda jest jednak taka, że w strukturach związku nic się nie zmieniło od ponad dekady. Potrzeba nowej miotły, świeżego spojrzenia. Warto też postawić na zawodników nowego pokolenia, którzy ostatnio wywalczyli remis z aktualnym Mistrzem Europy w Portugalii. Jankesi się odrodzą, ale z pewnością teraz łatwiej jest być fanem efektownie grającej kadry Polski.
Niedawno zakończył się sezon w NASL, gdzie Twoja drużyna doszła aż do finału. Nie było Wam jednak dane zdobyć mistrzostwa po raz czwarty w przeciągu ostatnich pięciu lat. Jesteś mocno rozczarowany?
Daniel Szetela: Tak, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy najbardziej utalentowaną drużynę w lidze. Co prawda była ona zbudowana naprędce i zajęło nam trochę czasu zanim stworzyliśmy monolit. Naszą wartość pokazała końcówka sezonu (kiedy rozjeżdżaliśmy wręcz rywali) oraz półfinał playoffs, gdzie okazaliśmy się lepsi od prowadzonych przez Alessandro Nestę Miami FC - drużyny, która wygrała rundę wiosenną i jesienną. W ogólnym rozrachunku zabrakło nam trochę szczęścia w finałowej potyczce z San Francisco Deltas. Mieliśmy kilka okazji na początku, potem gospodarze objęli prowadzenie po wątpliwym rzucie karnym i nie oddali go do końca. Uważam, że byliśmy lepszym zespołem, ale tym razem musieliśmy posmakować goryczy porażki. Cóż nie zawsze się wygrywa, z porażek też można wyciągnąć cenne lekcje.
Mimo niekorzystnego rezulatu i tak o Cosmosie mówi się jak o dynastii. Trzy tytuły w przeciągu pięciu sezonów, świetne starty w Pucharze USA. Najbardziej przyczyniła się do tego grupa zawodników, która wystąpiła w klubie ponad 100 razy: bramkarz Jimmy Maurer, obrońcy Ayoze i Carlos Mendez oraz pomocnik Daniel Szetela. Co oznacza dla Ciebie przekroczenie tej granicy?
DS: To był dla mnie wyjątkowy rok, bo oprócz przekroczenia bariery setki występów zmieniłem też stan cywilny. Powiedziałem sakramentalne "tak" Jessice Modzelewski, której oświadczyłem się rok temu na... boisku, po wygranym 4:0 meczu z Miami FC. Z obu wydarzeń bardzo się cieszę, bo to oznacza, że jestem dojrzałym, doświadczonym mężczyzną. Jestem dumny, że mogłem założyć koszulkę legendarnego Cosmosu tyle razy. Przez te kilka lat stałem się częścią trzonu drużyny, często utożsamiano ją ze mną. Na murawie zawsze dawałem z siebie wszystko. Występowałem u boku Marcosa Senny, Raula, Niko Krancjara i Włocha Amauri. Dwa lata temu w finale z Ottawą grałem ze złamanym palcem u nogi. Po ustąpieniu blokady okropnie bolało, ale osłodziłem to sobie triumfem 3:2.
To był wspaniały okres, ale teraz chcesz ponownie spróbować swoich sił w Europie. Podobno myślisz także i o Polsce?
DS: Jestem i czuję się Polakiem. W domu mówimy po polsku, celebrujemy święta w tradycyjny polski sposób, słucham polskiej muzyki. Mój ojciec Julian zawsze marzył, żebym kiedyś zagrał nad Wisłą. Myślę, że teraz nadszedł na to czas. Dzięki internetowi śledzę Ekstraklasę i wiem, że poziom jest tam zbliżony do MLS. Do Polski w przeciągu ostatnich kilku lat trafili moi byli trenerzy: Robert Warzycha i Piotr Nowak, a w Miedzi Legnica grał mój kolega z Cosmosu Hunter Gorskie. Wszyscy podkreślali, że jest to dobra liga, promująca młodych zawodników, ale w której jest też miejsce dla doświadczonych graczy. Ja do takich właśnie należę. Jestem absolwentem słynnej Bradenton Academy, byłem podporą kadry USA na kilku młodzieżowych mundialach oraz na olimpiadzie w Pekinie. Grałem też w dorosłej reprezentacji USA, w MLS i w Europie: w Racingu Santander z Ebim Smolarkiem oraz w Brescii z Bartoszem Salamonem. Wspaniale byłoby spełnić marzenie mojego taty o grze w Polsce. Fizycznie czuję się świetnie, mam głód grania oraz sporo do zaoferowania.
Na przyszłorocznym Mundialu w Rosji zabraknie kadry USA. Czy to oznacza, że będziesz kibicować biało-czerwonym?
DS: Zawsze im kibicuję! To świetna drużyna, w której gra jeden z najlepszych piłkarzy świata: Robert Lewandowski. Mam nadzieję, że w Rosji zajdą dalej niż na Euro we Francji. Ale swoją drogą to wielka szkoda, - szczególnie jeśli chodzi o kibiców - że USA tam nie zagrają. W Stanach jest moda na piłkę i taki zimny prysznic trochę spowolni dynamiczny rozwój. Prawda jest jednak taka, że w strukturach związku nic się nie zmieniło od ponad dekady. Potrzeba nowej miotły, świeżego spojrzenia. Warto też postawić na zawodników nowego pokolenia, którzy ostatnio wywalczyli remis z aktualnym Mistrzem Europy w Portugalii. Jankesi się odrodzą, ale z pewnością teraz łatwiej jest być fanem efektownie grającej kadry Polski.
Leave a Comment