SPORT, WYWIADY, POLONIA

Miazga: Mam spore aspiracje, cały czas idę do przodu

Mateusz Miazga jest skazany na sukces. W 2017 roku z Vitesse Arnhem sięgnął po Puchar Holandii i zadebiutował w Lidze Europy, a z kadrą USA zdobył Złoty Puchar CONCACAF. 22-letni piłkarz docenia to co już osiągnął, ale stawia sobie coraz wyższe wymagania.

Od naszej ostatniej dłuższej rozmowy minęło pół roku. Byłeś wtedy świeżo po udanym sezonie w Holandii, co zaowocowało powołaniem do kadry USA na turniej o Złoty Puchar CONCACAF, wygrany zresztą przez Amerykanów. Zaliczyłeś tam swój trzeci oficjalny występ w kadrze i strzeliłeś pierwszego gola. Co jeszcze - oprócz doświadczenia międzynarodowego - dał ci udział w tym turnieju?

Radość z gola strzelonego w meczu z Nikaraguą.
Mateusz Miazga: Gra w reprezentacji - obojętnie w jakim wymiarze - to wielki honor, a występy w Gold Cup to wspaniałe doświadczenie. Mierzyliśmy się tam bowiem z najlepszymi zespołami w strefie CONCACAF. Mecze z tymi drużynami nigdy nie należą do łatwych, bo każda z nich chce pokonać wyżej notowanego rywala jakim jest kadra USA. Cieszyło mnie też to, że mogłem pobyć w otoczeniu starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Podpatrywałem jak oni sobie radzą z twardą walką z przeciwnikiem na boisku, ale i także jak zachowują się poza nim. Oprócz weteranów fajnie było poznać bliżej Kelyna Rowe oraz Jesse Gonzaleza, z którymi dzieliłem pokój na zgrupowaniu i podczas turnieju.

Jednak mimo tego, że Twój gol w meczu z Nikaraguą dał USA awans do fazy pucharowej z pierwszego miejsca w tabeli i mimo iż byłeś chwalony za ten występ Bruce Arena nie dał ci powąchać murawy w dalszych meczach Gold Cup. Co więcej nie otrzymałeś także powołania na spotkania decydujące o awansie na Mundial w Rosji. Czym byłeś bardziej rozczarowany?

MM: Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Choć mam swoje spostrzeżenia, to wolę je zachować dla siebie. Wiadomo, że każdy chce być częścią drużyny, każdy chce grać i dać z siebie wszystko na boisku. Gold Cup był dla mnie kolejnym zebranym doświadczeniem, które cieszy. Nie mnie natomiast oceniać czy powinienem znaleźć się w kadrze na eliminacyjne mecze do MŚ. Uważam, że ta grupa zawodników, która została powołana była na tyle silna, że to zadanie leżało w ich zasięgu. Z pewnością nasza absencja w Rosji to gorzka pigułka, ale takie jest życie: raz na wozie, raz pod wozem. Trzeba popatrzeć w lustro, uderzyć się w pierś i zabrać się do ostrej roboty, aby coś takiego znowu się nie przytrafiło.

Vitesse Arnhem - sezon 2017/18.
Oprócz kadry doczekałeś się także gry w europejskich pucharach. Jako triumfatorzy Pucharu Holandii Vitesse występowali w Lidze Europy, gdzie trafiliście do wyrównanej grupy z Lazio, Nice oraz Zulte Waregem. Jednak zajęliście w tej stawce ostatnie miejsce. Dlaczego?

MM: Nie wiem. Z pewnością zasłużyliśmy na wyższą lokatę. We wszystkich meczach spisaliśmy się dobrze, w kilku z nich zabrakło szczęścia. W pierwszym meczu prowadziliśmy z Lazio do 67.minuty, w rewanżu nie daliśmy się im pokonać w Rzymie. Wywieźliśmy remis z Belgii, gdzie 1/4 stadionu wypełniona była naszymi wspaniałymi i wiernymi fanami. Odnieśliśmy jednak tylko jedno zwycięstwo - na koniec rozgrywek, u siebie z Nice. Szkoda, że nie udało się wywalczyć awansu do kolejnej fazy, ale cieszę się, że mogliśmy się dobrze zaprezentować w Europie, nabrać doświadczenia i dać trochę radości naszym kibicom. Nie należy zapominać, że dla nich był to przecież pierwszy raz w historii, kiedy Vitesse uczestniczyli w fazie grupowej Ligi Europy.

Czy to, że graliście przez moment na trzech frontach sprawiło, że nie obronicie pucharu? W lidze też ostatnio idzie wam mniej niż przeciętnie?


MM: Tak, rozpoczęliśmy sezon w wysokiego C. Po dwóch kolejkach byliśmy liderem, po kolejnych siedmiu zajmowaliśmy świetne trzecie miejsce. W pierwszej połowie jesieni przegraliśmy tylko raz. Potem jednak gra co 3-4 dni, podróże i rotacja w składzie sprawiły, że z Pucharu Holandii odpadliśmy już w pierwszej rundzie. Graliśmy z przeciwnikiem z... 5. ligi., który wyeliminował nas po rzutach karnych. To była fatalna wpadka i tym bardziej niewytłumaczalna, że cztery dni później ograliśmy Ajax w Amsterdamie! W drugiej części rundy jesiennej coś się zacięło i wygraliśmy tylko raz (z ADO Den Haag, gdzie Mateusz wpisał się na listę strzelców - przyp. TM). Na szczęście na chwilę obecną w lidze nasza strata do czołowych lokat jest niewielka, więc trzeba mocno przepracować okres zimowy i dobrze wejść w nowy rok. Z pewnością mamy zawodników, których stać na to, aby utrzymać wysoką formę do końca sezonu.

Matt po odpadnięciu z Pucharu Holandii.
A propos zawodników: w okresie letnim nastąpiło sporo zmian. Z drużyny odeszli m.in. Ricky Van Wolfswinkel i Kevin Leerdam, a do Chelsea powrócili Lewis Baker i Nathan. Na ich miejsce przyszli nowi piłkarze, również i z Chelsea. Czy ciężko buduje się chemię na boisku przy takiej rotacji?

MM: Na pierwszy rzut oka to może tak wyglądać, ale przecież tych, którzy odeszli zastąpili inni. Stać ich na wykonanie poleceń trenera, na dobrą robotę na boisku. Chłopcy z Chelsea, którym służę za przewodnika i których wprowadzam do drużyny, też pomagają: Dabo gra od początku, Mason Mount strzelił już kilka bramek, a Charlie Colkett powraca do gry i formy po kontuzji. Osobiście cieszę się z tego, jak świetnie układa mi się współpraca z Guramem Kashią. To kapitan, legenda Vitesse i nasz lider. Ma na koncie ponad 270 występów w barwach klubu z Arnhem. Na boisku walczymy jeden za drugiego, a w szatni - gdzie siedzimy obok siebie - sporo żartujemy. Wierzę, że nasza komitywa przyniesie klubowi sporo pożytku.

Czy wiesz, że w 2017 rozegrałeś 45 spotkań? Powiedz co robisz, aby być w stanie grać w tak intensywnym trybie?

MM: Wow! Nie liczyłem gier, ale 45 to sporo! Muszę przyznać, że choć ciężko jest grać co 3-4 dni ze względu na podróże, to mi nie sprawiało to większego problemu. Nie odczuwałem specjalnego zmęczenia i po jednym dniu zwykle dochodziłem do siebie. To też wiąże się z wyrzeczeniami, ale takie jest życie profesjonalisty. Znam swoje ciało, wiem co trzeba robić, aby mogło się szybko zregenerować. Dbam o masaże, o odpoczynek. I oczywiście o dietę, choć czasem brakuje mi bardzo przysmaków gotowanych przez moją mamę. Dlatego kiedy jestem w USA w okolicy Sylwestra staram się nadrobić zaległości (śmiech).

Zwycięski gol z ADO Den Haag.
Co sądzisz na temat powołań do kadry USA na styczniowy obóz w Kalifornii? Sporo tam potencjalnych debiutantów?

MM: Tak, ale to dobry znak. Trzeba sprawdzać i szukać nowych rozwiązań. Wiem, że kilku z tych graczy może pokazać się z dobrej strony - tak jak n.p. Russell Canouse, z którym grałem w młodzieżówkach. Był tam naszym kapitanem. Cieszę się, że po pełnym zawirowań okresie w Niemczech wrócił do Stanów, do MLS i jedzie na dorosłą kadrę.

Na koniec powiedz jakbyś podsumował 1.5 roku spędzone w Holandii i już dwa w Europie? Podobno nie używasz już słowa soccer tylko football?


MM: (śmiech) Tak, musiałem się szybko przestawić, bo przecież nikt wokoło tak nie mówił o piłce nożnej! Ogólnie to jestem zadowolony z kroku, który uczyniłem. Lubię Arnhem zarówno jako miasto i jako klub. Uczestniczymy w różnego rodzaju imprezach mających na celu integrację ze społeczeństwem: chodzimy na spotkania z weteranami, odwiedziliśmy też więzienie, gdzie rozmawialiśmy ze skazanymi o ich życiu. Takie rzeczy uczą człowieka doceniać to co ma i ja tak właśnie postępuję. Dziękuję Bogu za to, że mogę robić to co lubię. Że cały czas się rozwijam, idę do przodu. Mam spore aspiracje, dlatego stawiam sobie nowe wyzwania i sięgam coraz wyżej. Poza momentami tęsknoty za domem, rodziną i przyjaciółmi - choć na szczęście mamy facetime! - nie mam absolutnie powodów do narzekania.

W walce o piłkę w meczu z Ajaxem.
Matt Miazga w 2017:
45 meczy, 2 gole

Eredivisie: 16 meczy na wiosnę, 17 na jesień (1 gol)
Puchar Holandii: 3 mecze na wiosnę, 1 na jesień
Liga Europy: 6 meczy
Kadra USA: 2 mecze (1 gol)

Zdobyte trofea:
Puchar Holandii, Złoty Puchar CONCACAF

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.